Jechało się wspaniale. Wczuwasz się w rytm zakrętów i bujasz. Mogłabym tak w nieskończoność. No właśnie ...mogłam. bo w pewnym momencie za mało złożyłam się z zakręcie i ostatnie co pamiętam, to że pomyślałam, że będzie źle.
Kowal, który jechał za mną i widział całą sytuację, obawiał się najgorszego.
Nie wiem jak to zrobiłam, ale ja spadłam z motocykla i uderzyłam prawym bokiem mocno o pobocze. Celina przekoziołkowała nade mną i spadła metr za mną, wcześniej uderzając lampą o drogę. Jakby nic się nie stało, wstałam, otrzepałam ubranie i z politowaniem popatrzyłam na celinę. Wyglądała nie najlepiej. Lampa stłuczona, prawe lusterko pęknięte, owiewki lekko przekrzywione...Mój rescue team- Kowal z Basią - pomógł i wyznaczyliśmy postój kilka km dalej. Tam w ruch poszły trytyki - niezbędnik każdego porządnego motocyklisty. Pospinali opaskami co trzeba i było cacy. Ze mnie zeszła adrenalina i powoli zaczęłam się bać, mimo zapewnień, że nic mi nie jest. Zauważyłam to dopiero, jak znowu zaczęliśmy jechać. Nagle przed każdym zakrętem zaczęłam zwalniać. Przejeżdżałam go z prędkością 10km/h. Wszystko na kwadratowo, zero bujania.
Zauważył to Piotrek. Zjechaliśmy na stację zatankować i zaczął pytać czy się boję. TAK. Chyba dobrze powiedzieć to sobie na głos. Bałam się jak cholera. Bałam się każdego zakrętu, a przede mną było ich setki. I góry. Wysokie góry.
Kowal, który jechał za mną i widział całą sytuację, obawiał się najgorszego.
Nie wiem jak to zrobiłam, ale ja spadłam z motocykla i uderzyłam prawym bokiem mocno o pobocze. Celina przekoziołkowała nade mną i spadła metr za mną, wcześniej uderzając lampą o drogę. Jakby nic się nie stało, wstałam, otrzepałam ubranie i z politowaniem popatrzyłam na celinę. Wyglądała nie najlepiej. Lampa stłuczona, prawe lusterko pęknięte, owiewki lekko przekrzywione...Mój rescue team- Kowal z Basią - pomógł i wyznaczyliśmy postój kilka km dalej. Tam w ruch poszły trytyki - niezbędnik każdego porządnego motocyklisty. Pospinali opaskami co trzeba i było cacy. Ze mnie zeszła adrenalina i powoli zaczęłam się bać, mimo zapewnień, że nic mi nie jest. Zauważyłam to dopiero, jak znowu zaczęliśmy jechać. Nagle przed każdym zakrętem zaczęłam zwalniać. Przejeżdżałam go z prędkością 10km/h. Wszystko na kwadratowo, zero bujania.
Zauważył to Piotrek. Zjechaliśmy na stację zatankować i zaczął pytać czy się boję. TAK. Chyba dobrze powiedzieć to sobie na głos. Bałam się jak cholera. Bałam się każdego zakrętu, a przede mną było ich setki. I góry. Wysokie góry.