Był strach. Był ból ramion, bo niepotrzebnie do plecaka schowałam butelkę z wodą. Droga bywała kamienista. Czasami stroma. Czasami tuż przy przepaści.
Kowal jechał tuż przede mną lub za mną. Ale ja jechałam wolno. Każdy ich postój, był dla mnie tylko przystankiem, na którym nawet nie zsiadałam z motocykla. Nie było czasu.
Musiałam zacisnąć zęby i jechać. Wiedziałam, że będzie trudno...
Dopiero przed Tazą, trasa nabrała łagodniejszych zakrętów, więcej prostych, niższych wysokości.
Poczułam się pewniej.
W Tazie poszliśmy na zakupy do tamtejszego supermarketu. Brudni, zakurzeni, w zbrojach, nakolannikach - dosyć odróżnialiśmy się na tle normalnie ubranych ludzi.
Potem obiad w restauracji i dojazd na dziki biwak. Jeden z trudniejszych dni, zbliżał się ku końcowi.
Kowal jechał tuż przede mną lub za mną. Ale ja jechałam wolno. Każdy ich postój, był dla mnie tylko przystankiem, na którym nawet nie zsiadałam z motocykla. Nie było czasu.
Musiałam zacisnąć zęby i jechać. Wiedziałam, że będzie trudno...
Dopiero przed Tazą, trasa nabrała łagodniejszych zakrętów, więcej prostych, niższych wysokości.
Poczułam się pewniej.
W Tazie poszliśmy na zakupy do tamtejszego supermarketu. Brudni, zakurzeni, w zbrojach, nakolannikach - dosyć odróżnialiśmy się na tle normalnie ubranych ludzi.
Potem obiad w restauracji i dojazd na dziki biwak. Jeden z trudniejszych dni, zbliżał się ku końcowi.